ja cię bardzo proszę, podaj mi piwo..." Łodyga wstała, czarna, wiotka, fascynująca - wiła się w sobie, we wszystkich stawach, w osobliwej choreografii awangardowego tańca, wzięła piwo i poleciała przez cały pokój, i z łoskotem upadła pod drzwi... Dzwoniłem drugi raz po taksówkę. Mąż nałożył jej złocone buty, ja podtrzymywałem ją w drodze do windy. Jakbym prowadził królową. Twarz płynęła jakby na łodzi, a nogi plątały się niepotrzebne i obce, jakby były nie jej... Oparła się o drzwi windy i uśmiechnęła. Uśmiech znaczył: "To nic, prawda? My i tak mamy piękne wspomnienia... i w gruncie rzeczy nasze spotkanie było udane, prawda?..." Stałem przed