do wytwórni z maleńką Marysią i obejrzałam schodzące materiały. Załamałam się. To była katastrofa. Rozpłakałam się i wyjąkałam, że dalej grała nie będę. Wajda przerwał zdjęcia, wyprowadził mnie poza obręb wytwórni, w rosnące tam krzaki, przykucnął, co mnie zdumiało - i powiedział, że jest dobrze, moja rola będzie czymś zupełnie nowym w kinie. Żebym mu zaufała. Uwierzyłam i grałam dalej.<br>Kiedy film był już prawie gotów, Wajda doszedł do wniosku, że muszę mieć jedną scenę tylko dla siebie, ponieważ postać nabrała znaczenia.<br>Pewnego dnia jechaliśmy na plan autobusem. Opowiadałam po drodze o moim dziadku, który zachował przedwojenne wyobrażenia o świecie i nie może