A ponieważ ciągnące się aż do naszego błonia łąki były zarośnięte kępkami olszyny i rokiciny, jeszcze spory kawałek po łąkach, przeskakując z krzaka na krzak, odprowadzały mnie wrzeszczące sójki.<br> Dopiero gdy łąki przejaśniły się z olszynowych i wiklinowych kęp, że osłaniając nadgarstkami przed iskrzącym się śniegiem oczy, mogłem dojrzeć czerniejącą w oddali naszą wieś, sójki powróciły do lasu.<br> Konie, wystraszone wrzaskiem sójek, jakby za chwilę miał się zjawić przed dyszlem cuchnący piżmem zwierz, uspokoiły się i przestały ponosić.<br> Usiadłem wygodnie na wozie, zgarniając pod siebie nie dojedzone przez konie siano.<br> I popuszczając konie na lejcach, pogwizdywałem, przysłuchując się podobnemu pogwizdywaniu przesypującego się