ciągle narzędziem najpewniejszym. Najtrwalszym i niezastąpionym. Ale powstaje pytanie, czy warto? Po co tak pracować? Nie będziemy rozmawiać o przysłowiowym już sznurku, ani o maszynach, które tak ułatwiłyby pracę i na które moich gospodarzy stać, ani o gumiakach (nie kaloszach, tylko ocieplanych gumiakach potrzebnych na wsi latem i zimą, a w porach przejściowych najbardziej), ani o urzędach, urzędnikach. papierach, ani o nawozach... Tylko o nich. <br>Gospodyni, lat 50, bezzębna, poorana zmarszczkami twarz, przerzedzone włosy nad białym czołem, wykrzywione artretyzmem ręce. Największa strata? Śmierć męża, dwa tata temu. Umarł na serce, w niedzielę, w lecie, w najgorętszej porze żniw. Najbliższy telefon jest u