się tylko boczne kinkiety. Zaszyty w najdalszy kąt, nad szklanką wódki siedział Marian. W pierwszej chwili nie poznałem go, tak był zmieniony. Nie potrafiłbym opisać tej twarzy ze skamieniałym, bolesnym grymasem, z obwisłą dolną wargą i martwym spojrzeniem, jak u trupa. Widok Mariana w klubie, gdzie nigdy dotąd nie bywał, w porze, na którą przypadała jego noc poślubna, obudził we mnie najgorsze przeczucia. Czyżby przyszedł porachować się ze mną za mój niepoczytalny, pijacki wybryk? Jednak szklany jego wzrok nie wyrażał gniewu. Skinął na mnie i wskazał krzesło stojące obok. Przez chwilę milczeliśmy obaj, patrząc sobie w oczy:<br>- Wytrzeźwiałeś? - spytał Marian.<br>- Tak, wytrzeźwiałem