sobie w duchu odwagi i pośród nieruchomych krzewów i drzew zacząłem się skradać, podchodzić do granicy obozu, gdzie na pewno rozstawiono straże,<br>i w jednej z wartowniczek rozpoznałem od razu Sonię; stała skupiona, wyczekująca, niecierpliwa i wyczuła moją obecność, bo nagle odezwała się szeptem:<br>- Wszyscy...<br>a ja, pouczony przez nią w przelocie, gdy opuszczała wśród innych dziewcząt ogród piętnastki, rzuciłem w odpowiedzi odzew:<br>- Razem...<br>i już wkrótce razem, objęci wpół, oddalaliśmy się od obozu, i zatrzymaliśmy się pod drzewem, i Sonia, rozpinając swoją szarą sukienkę harcerską, odezwała się do mnie po ukraińsku:<br>- Podywysia, Andrijku, u meni soroczki nema!<br>a ja nie pozostałem