ostatecznych granic. Plątała mi się pod nogami, ryzykując, że na nią nadepnę, to znowu przepadała w chaszczach i trzeba było jej szukać. Zachowywała się jak naprawdę niegrzeczny dzieciak. Wreszcie wpadłem na pomysł. Wyciąłem odpowiednio długi kawał cienkiego pnącza, oczyściłem z liści i w parę minut sporządziłem dla niesfornego szczenięcia coś w rodzaju uprzęży ze smyczą. Liska złościła się, próbowała przegryźć pnącze, lecz igiełkowate kły nie na wiele się przydawały, a porządnych zębów jeszcze nie miała.<br>Dotarliśmy do murów. Skróciłem Lisce smycz. Pożeracz Chmur, zgarbiony, krył się za kamienną ścianą, spoglądając tylko ostrożnie, jednym okiem, nad wyszczerbionym szczytem.<br>"Nie ma go. Idę dalej