właśnie, po raz pierwszy bodaj od tragicznej śmierci męża, tak bardzo dotkliwie odczuła swoją samotność. Tym bardziej, że do leżącej na sąsiednim łóżku kobiety każdego dnia przychodziły tłumy bliższych i dalszych krewnych, szczerze zatroskanych jej stanem zdrowia. Synowie Barbary T. wiedzieli o jej chorobie, ale poza zdawkowymi telefonami i formułkami w rodzaju: <q>"trzymaj się, mamo, jesteśmy z tobą, ale obowiązki na razie nie pozwalają nam przyjechać"</>, nie doczekała się tego, co chciałaby usłyszeć każda matka w podobnej sytuacji. <q>"Zupełnie ich nie obchodzę. Ważne są tylko pieniądze, które im co miesiąc wysyłam"</> - myślała rozżalona i postanowiła, że jeżeli szczęśliwie wróci do domu i