Typ tekstu: Książka
Autor: Breza Tadeusz
Tytuł: Urząd
Rok wydania: 1984
Rok powstania: 1960
i smolakami na podpałkę, które skrzyły się żywicą. Zgiełk był duży. Poszczególnych nawoływań nie wyróżniałem. Widziałem tylko rozwrzeszczane usta, bardzo otwarte. Zewsząd kolor do ostatecznych granic nasilony światłem. Kolor, jeden krzyk, żar.
Do łazienki przejście miałem przez jadalnię. Kiedy z niej wracałem, ujrzałem, że miejsoe wczoraj puste zajmuje pan siwawy, w wielkich rogowych okularach, pogrążony w lekturze dziennika o większym formacie niż nasze. Nie wiedziałem, kto to, ani czy to Połak, czy Wloch. Wypadało powiedzieć "dzień dobry" lub też "buongiorno", w zależności od sytuacji. Zanim rozstrzygnąłem altematywę, nie znany mi pensjonariusz wstał i przywitał mnie po polsku. Już wiedział, kim jestem
i smolakami na podpałkę, które skrzyły się żywicą. Zgiełk był duży. Poszczególnych nawoływań nie wyróżniałem. Widziałem tylko rozwrzeszczane usta, bardzo otwarte. Zewsząd kolor do ostatecznych granic nasilony światłem. Kolor, jeden krzyk, żar.<br>Do łazienki przejście miałem przez jadalnię. Kiedy z niej wracałem, ujrzałem, że miejsoe wczoraj puste zajmuje pan siwawy, w wielkich rogowych okularach, pogrążony w lekturze dziennika o większym formacie niż nasze. Nie wiedziałem, kto to, ani czy to Połak, czy Wloch. Wypadało powiedzieć "dzień dobry" lub też "buongiorno", w zależności od sytuacji. Zanim rozstrzygnąłem altematywę, nie znany mi pensjonariusz wstał i przywitał mnie po polsku. Już wiedział, kim jestem
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego