pakowali wszystkie walizki i w szampańskim nastroju, wśród kwiecistych pożegnań opuszczali sanatorium. Mijał rok, półtora, czasem kilka miesięcy, i ledwie żywi przybywali z powrotem. <br>Zadziwiające, ile potrafili przez te kilka miesięcy dokonać. Odbudowywali rozbite małżeństwa, znajdowali czasem pracę, stawiali nowe domy lub przeprowadzali się do innych mieszkań, wyjeżdżali na długie wakacje na jakieś wyspy, inwestowali, jeśli mieli co, na giełdzie, i trrraach, wszystko to znowu trzeba było zostawić, w połowie zaczęte, nieskończone, przyjechać tu, a raczej zostać tu przywiezionym, na skraju psychicznej nędzy, na granicy wyczerpania. <br>Ja woziło się ze sobą wszędzie. Przychodzi dzień, że nagle wszystko staje się znowu jasne