chojakiem, najwyżej pięćdziesiąt metrów od nich, metalowy błysk na policyjnym daszku. A przy nim kapelusz.<br>Nalał więc do kieliszków.<br>- Nie ma rady, towarzyszko, pacałujemy się, żeby ich cholera wzięła.<br>Ucałowali się - i dalej się mizdrzyli do niemożliwości, bo <page nr=298> co tu robić! Nic im jakoś do głowy nie przychodzi, wtem patrzą - walą do nich Bajurski z Rychlikiem.<br>Gdy się zbliżyli nieco, Szczęsny - nie puszczając Ewy po cichu do Staszka, bo ten był bystrzejszy:<br>- Przyłapałeś na gorącym uczynku, więc krzycz.<br>Ten jak nie zacznie kląć. Parka zrywa się na nogi przerażona, zawstydzona, że bodaj pod ziemię...<br>- Gdzie to macie, gdzie? - krzyczy Staszek. - Dawaj