boję się, że tamten - prawdziwy - poza mną - skompromituje się. Zrobi coś, czego ten wyhodowany w moim wnętrzu nie zrobiłby na pewno. Na przykład - pocałuję go w rękę, a on - ten prawdziwy, który czasem jest mi nienawistny, choć nie przyznaję się do tego w moim dzienniku (dlaczego w wypadku Krystiana nie walę tego wprost, czy podświadomie, już w trakcie pisania, traktuję go jako jedynego czytelnika?...), który czasem jest mi nienawistny, zapyta na przykład: "co ty<br> <page nr=213><br> robisz?" - choćby dlatego, że przeczytał, że nie wolno mu tak zapytać. I wtedy okaże się, że jest uzurpatorem, że nie jest nawet tym, za kogo inni go