Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
kończył nakładanie opatrunku.

Dotarliśmy wreszcie do przeciwległej części parku. Brama i tutaj była zamknięta na wielki żelazny zamek, a ponadto związana ciężkim łańcuchem, z którego zwisała potężna kłódka. O wyłamaniu jej nie można było marzyć. Poszliśmy więc aleją wzdłuż ogrodzenia do miejsca, gdzie czterech krzepkich mężczyzn wyrwaną z ziemi ławką waliło w grube pręty jak taranem.

- E-ech! - komenderował jeden z nich. - Mocniej! E-ech!

Pręty głucho dźwięczały, ale żaden z nich nie drgnął.


Ojciec zbliżył się do ogrodzema. Od tej strony na ulicy panował względny spokój. Tutaj rozproszeni przez wojsko demonstranci formowali na nowo swoje nadwątlone szeregi.

- Nie dacie rady
kończył nakładanie opatrunku.<br><br>Dotarliśmy wreszcie do przeciwległej części parku. Brama i tutaj była zamknięta na wielki żelazny zamek, a ponadto związana ciężkim łańcuchem, z którego zwisała potężna kłódka. O wyłamaniu jej nie można było marzyć. Poszliśmy więc aleją wzdłuż ogrodzenia do miejsca, gdzie czterech krzepkich mężczyzn wyrwaną z ziemi ławką waliło w grube pręty jak taranem.<br><br>- E-ech! - komenderował jeden z nich. - Mocniej! E-ech!<br><br>Pręty głucho dźwięczały, ale żaden z nich nie drgnął.<br><br><br>Ojciec zbliżył się do ogrodzema. Od tej strony na ulicy panował względny spokój. Tutaj rozproszeni przez wojsko demonstranci formowali na nowo swoje nadwątlone szeregi.<br><br>- Nie dacie rady
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego