Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Cosmopolitan
Nr: 6
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 1999
sytuację: ona i on, hormony szaleją, w głowach rozbłyskują czerwone światełka i wszystko drze się: "Alarm! Alarm! Zaraz się zakocham!". Potem jest kino, kawiarnia, spacer (niepotrzebne skreślić), pierwsze rozmowy, przeciągłe spojrzenia, dotknięcie ręki. I pierwsze gierki.
Bo przecież żaden facet o zdrowych zmysłach nie usiądzie naprzeciw swojej wybranki i nie walnie prawdą po oczach: "Słuchaj, kochanie, tak naprawdę to nie znoszę tańczyć i nie umiem jeździć konno, zamiast Bunuela wolę Pasikowskiego, od wina dostaję zgagi, a wieczory najchętniej spędzam przed telewizorem albo z kumplami na kręglach". Nieszczęsna odwróciłaby się na pięcie i wypadła z kawiarni trzaskając drzwiami. Więc amant zaczyna puszyć
sytuację: ona i on, hormony szaleją, w głowach rozbłyskują czerwone światełka i wszystko drze się: "Alarm! Alarm! Zaraz się zakocham!". Potem jest kino, kawiarnia, spacer (niepotrzebne skreślić), pierwsze rozmowy, przeciągłe spojrzenia, dotknięcie ręki. I pierwsze gierki. <br>Bo przecież żaden facet o zdrowych zmysłach nie usiądzie naprzeciw swojej wybranki i nie walnie prawdą po oczach: "Słuchaj, kochanie, tak naprawdę to nie znoszę tańczyć i nie umiem jeździć konno, zamiast Bunuela wolę Pasikowskiego, od wina dostaję zgagi, a wieczory najchętniej spędzam przed telewizorem albo z kumplami na kręglach". Nieszczęsna odwróciłaby się na pięcie i wypadła z kawiarni trzaskając drzwiami. Więc amant zaczyna puszyć
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego