Jak długo to może trwać? Ranne wstawanie, praca, obiad, piwo, telewizor. I znowu pobudka o ósmej, praca do szóstej, obiad, wódka, telewizor, może knajpa albo kino, albo wizyta u znajomych. Potem przychodzi weekend i jest jeszcze gorzej, bo próżnia się rozszerza, puchnie i potrzebne są dziesiątki nowych sposobów. A potem weekend na szczęście się kończy i jest nieco lepiej. I znowu praca, i znowu weekend, i tak do usranej śmierci. No właśnie. Trudno to przyjąć do wiadomości. Właściwie to nie do zniesienia, ale przecież życie jest nie do zniesienia. W każdym razie jest trudne do zniesienia. Bo jakoś je znoszę. Jak