najkrótszym rejsie z Jokohamy. Niemal udeptuję stosy żywności - upakowanie tego zajęłoby co najmniej dzień... Wyrzucam na keję wszystko, co jest mi niepotrzebne - kanistry z paliwem, smar, kłęby przewodów. Dopiero teraz widać, ile człowiek ciągnie ze sobą tego paskudztwa!<br> Robi się jasno. Biegiem, biegiem. Jeśli spóźnię się na odpływ, nasz kosmiczny wehikuł pozostanie tu, zmuszony czekać na nowy pomyślny zbieg astralnych czynników. Rozkładam pierwsze mapy, mocuję na dziobie kotwicę z niezbędną do natychmiastowego rzucenia długością łańcucha. Prędzej, prędzej! Tam w górze już odliczają czas! Odlicza go spiętrzający pływ Księżyc, wschodzące Słońce, obrót naszej planety.<br> Żegnaj, Japonio. Bywaj, jeszcze się spotkamy - może nawet