siebie z powrotem, do sal, łóżek, wygniecionej pościeli, nieprzespanych nocy, porannych błagań o ratunek, zastrzyk, cokolwiek. I tak bez końca. <br>Niektórym się udawało, nie chcieli uwierzyć, że to po prostu remisja, taka jakich wiele, nagle nabierali energii, całkiem odmienieni pokazywali się na korytarzach, w tej piekielnej restauracji, ogoleni, odświeżeni, pełni werwy i apetytu na życie, w ciągu jednego dnia pakowali wszystkie walizki i w szampańskim nastroju, wśród kwiecistych pożegnań opuszczali sanatorium. Mijał rok, półtora, czasem kilka miesięcy, i ledwie żywi przybywali z powrotem. <br>Zadziwiające, ile potrafili przez te kilka miesięcy dokonać. Odbudowywali rozbite małżeństwa, znajdowali czasem pracę, stawiali nowe domy lub