w którym bez przerwy następowały niespodziewane zwroty akcji, widzowie pogubili się i przestali dostrzegać jakąkolwiek logikę.<br><br>Najpierw powstanie wileńskie. Mama razem z ciotką Haliną pracowała w szpitaliku polowym w Kolonii. Po raz pierwszy patrzyła na śmierć i wydawało się jej niepojęte, że leżące pokotem opuchnięte postacie to ci sami uśmiechnięci, weseli chłopcy, których jeszcze niedawno widziała wystrojonych i pewnych siebie. Straciła poczucie czasu, zapadła się w duszący zapach leków i krwi, dobiegające zewsząd jęki, płacz kobiet, ochrypłe ze zmęczenia głosy lekarzy. Szła, gdzie jej kazali, pochylała się nad kimś, dźwigała rannych i trupy. Co chwila zwalniało się któreś z łóżek i