Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
A żona się gniewa, bardzo się gniewa... Teraz zawiązałem sobie sznurkiem... Może wytrzymam... Syn ma przyjechać z Białegostoku... Słaby jestem...

Pobiegłem do sklepiku naprzeciwko i kupiłem funt śliwek. Wysypałem je na talerz i postawiłem przy łóżku Franciszka.

Spojrzał na mnie, pokiwał z wdzięcznością głową, ale nic nie powiedział. Gdy wychodziłem, westchnął tylko i powtórzył raz jeszcze:

- Co mi jest... Co mi jest... Słaby jestem...

Od wuja Benedykta przyszedł list, w którym pisał, że nie ma zamiaru zatrzymywać ojca wbrew jego woli, że chciał mu przyjść z pomacą, ale skoro "niemiła księdzu ofiara, pójdź, cielę, do domu".

Gdy wyjeżdżaliśmy z Lublina, stary
A żona się gniewa, bardzo się gniewa... Teraz zawiązałem sobie sznurkiem... Może wytrzymam... Syn ma przyjechać z Białegostoku... Słaby jestem...<br><br>Pobiegłem do sklepiku naprzeciwko i kupiłem funt śliwek. Wysypałem je na talerz i postawiłem przy łóżku Franciszka.<br><br>Spojrzał na mnie, pokiwał z wdzięcznością głową, ale nic nie powiedział. Gdy wychodziłem, westchnął tylko i powtórzył raz jeszcze:<br><br>- Co mi jest... Co mi jest... Słaby jestem...<br><br>Od wuja Benedykta przyszedł list, w którym pisał, że nie ma zamiaru zatrzymywać ojca wbrew jego woli, że chciał mu przyjść z pomacą, ale skoro "niemiła księdzu ofiara, pójdź, cielę, do domu".<br><br>Gdy wyjeżdżaliśmy z Lublina, stary
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego