troską, jakby nie zauważyła<br>mojego podstępu, siebie obarczając winą, że za szybko idzie. Gdy jednak<br>po raz któryś z tą samą łatwością dopędziła mnie i musiała znowu<br>czekać, aż odejdę, zezłościła się:<br> - Tak to nigdy tego buta nie znajdziemy. Idziesz, jakbyś nie szedł.<br>Ale z chłopakami to ho, ho. Fiu, wiatr. Wołaj, Piotrek! Piotruś! Iii,<br>nie ma go. - I z tej złości złapała mnie za rękę, przeciągając nagłym<br>ruchem za siebie. - Ja będę szła pierwsza. Ty idź za mną.<br> Ruszyła, ani się obejrzawszy, czy idę za nią, choćby dla sprawdzenia,<br>w jakiej odległości. Nie umiała zresztą chodzić inaczej. Na spacerach<br>przed