ją krowy, objeżdżały ją furmanki. A raz<br>nawet pogrzeb przepuścił Bubę, ksiądz dał znak, przestali śpiewać,<br>rozstąpili się, odsunęli na bok z krzyżem, z trumną, i dopiero ruszyli,<br>kiedy Buba ich minęła. Obwieszona torbami, woreczkami, węzełkami, co<br>tam ludzie jej nadawali, wyglądała jak jakiś tobół posuwany<br>niezauważenie od wieczności ku wieczności w linii prostej. Tym bardziej<br>więc dziwiono się, czemu i Bubę mają wywieźć do miasta? Niechby już tu<br>została, tu umarła, długo?<br> Sołtys powyznaczał podwody, po jednej na każdą rodzinę, choć przy<br>każdej dwa konie. Dobytku kazano im zabrać tyle, co się na furmankę<br>zmieści, bo w mieście mieli aby