się pod czołem. Pchały się do wyjścia, ufając, że tam otrzymają adres i czapkę frygijską. Że bunt podniosą, aż się sama głowa zdziwi. Nie reagował. Niech se. Sufit był siwy, bielony niedawno. Tylko tyle zdążył nazwać. <br>Kiedy wstał, popołudnie panowało powszechnie, wilgotne i ciepłe. Zadowolenie wróciło mu dopiero po zamówieniu wieńca żałobnego. Starsza pani, chociaż nie mówiła po niemiecku, dysponowała ilustrowanym katalogiem. Ton jej komentarza był dystyngowany. Hans uśmiechnął się, przypomniawszy sobie, jak palcem wskazywał pasujące do smutku kolory. <br>Mijał lipy i ukosem przecinał skwer. Czuł w sobie nadmiar wrażeń nie do wprowadzenia pod jedno sklepienie. Zamiast liści olch, które odrywałyby