na ulicach Grodna zaczęli gromadzić się ludzie. Gdy o godzinie dziewiątej z domu pisarki przy ulicy Ogrodowej wynoszono metalową trumnę, tłum był już tak gęsty, że tylko ci, którzy usadowili się na balkonach, a nawet i na dachach, mogli z wysoka objąć wzrokiem karawan, kondukt i te olbrzymie wozy dźwigające wieńce z długimi szarfami, stosy wiązanek róż, bzów, konwalii - po bokach. Wozy wyglądały jak wzgórza kwieciste, jak ruchome wysepki płynące powoli wśród morza ludzkich głów. Niezwykłe wrażenie w ten jasny, wiosenny dzień robiły zapalone na ulicach latarnie owinięte w ciężką krepę. Płynęły żałobne pieśni, kilkanaście tysięcy osób odprowadzało na wieczny spoczynek