lochu rozległ się głos przeraźliwy: coś jakby chrypliwe pianie koguta, jakby świszczący syk węża, jakby śmiech diabelski, a takie to było okropne, że zgromadzonym aż ciarki przeleciały po grzbietach i włosy dębem na głowach stanęły.<br>- Zabity! Zabity! - zadźwięczał donośnie głos Jana Ślązaka.<br>- Zabity! - zahuczał tłum. - Bazyliszek zabity! - Wichrem pomknęła radosna wieść na Rynek, na Świętojańską, na Piwną, na Brzozową, na oba Dunaje: Szeroki i Wąski, i na całą starą Warszawę.<br>A na schodach piwnicznych ukazała się postać cała w lustrach, niosąca na ostro zakończonym drągu straszliwego potwora.<br>Porwał go kat z rąk dzielnego Ślązaka i na Piekiełku, na stosie ognistym, ku