gwardzistów. Szerszenie milczeli, mało ze sobą rozmawiali, czasem tylko jakiś gniewny pomruk wydobywał się z ich gardeł. Jak zauważył Doron, huczeli wtedy wszyscy. Nawet gdy na plac wstępował któryś z ich braci, nie podnosili się z miejsc, nie krzyczeli - patrzyli tylko nieco uważniej. Oczy Szerszeni nie miały tęczówek.<br>A tłum wiwatował. Ludzie przychodzili tu całymi rodzinami, gromadami, klanami. Gdy w kwadracie stawał ktoś z ich bliskich, wszyscy podrywali się z miejsc, wrzeszczeli, pluli. Czasem, gdy poplecznicy dwóch rywali siedzieli zbyt blisko siebie, zaczynały się bójki. Wtedy wkraczali grodowi, rozdając razy na prawo i lewo, szybko przywracając porządek.<br>Doron uśmiechał się lekko