teorią informacji i doskonale zdawałem sobie sprawę, że wywody jego były, delikatnie mówiąc, naciągane. Dopiero w sobotę natrafiwszy przypadkiem w kieszeni na przełamany w pół kartonik z jego nazwiskiem, pomyślałem sobie, że właściwie mógłbym do niego zadzwonić. Sądząc po numerze telefonu, mieszkał w willowej dzielnicy na północnym <page nr=61> skraju miasta. Na wizytówce był wprawdzie adres, lecz zupełnie nie mogłem sobie uprzytomnić gdzie jest ulica Nielsa Bohra.<br>Wybrałem numer i czekałem. Podniósł słuchawkę po trzecim dzwonku. Od razu poznałem jego chrypiący, lekko zdyszany głos.<br>- To pan! - Ucieszył się, gdy przypomniałem mu o naszej rozmowie - Proszę bardzo, niech pan przyjdzie, choćby zaraz. Najlepiej metrem