zachęcające: <q>"Napij się, laleczko!"</> i nie wróżący nic dobrego rechot. Powolutku zaczęłam się podnosić z siedzenia, uzbrojona w grzeczny uśmiech. Zdobyłam się również na uprzejme acz stanowcze <q>"Nie, dziękuję"</>. Nic z tego. Panowie zarechotali, obrzucając mnie obleśnym spojrzeniem: <q>"Nie bój, nie bój, nic ci nie zrobimy. No, chyba że nas wkurzysz..."</> Z rezygnacją opadłam na siedzenie. Moi współpasażerowie szczegółowo zinwentaryzowali moje wdzięki, obrzucając mnie niedwuznacznymi spojrzeniami. Siedziałam sparaliżowana, spoglądając tęsknie w okno. Nagle jeden z panów zaciągnął szczelnie zasłonki i stanął na środku przedziału. <q>"No, to co?"</> - padło pytanie. W moją stronę zbliżała się umięśniona, owłosiona ręka. <q>"No to nic"</> - wypaliłam