pod uczniowskim kołnierzem sztywny kołnierzyk, dość wysoki, <br>aby widać było u góry jego biały rąbek; włosy matka przypiekła mu z lekka żelazkiem. <br>Na piersi pyszniła się wspaniała biało-amarantowa kokarda. Były i rękawiczki. <br>Białe, glace. Kupione w południe, nie wyjrzały jeszcze ze swej bibułki. Teofil <br>trzymał je w ręce, aby włożyć dopiero w ostatniej chwili.<br> Kiedy nareszcie?<br> Nikomu nie zależało na pośpiechu, a najmniej temu, który właśnie zaczynał "Pieśń <br>Wajdeloty". Na korytarzu nic słyszało się ani słowa, tylko głos, który podnosił <br>się i opadał w równych odstępach, mierzony wierszami jak łokciem. Teofil, rozdrażniony, <br>uciekł do ciemnego pokoiku, gdzie od razu potrącił