Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Tygodnik Podhalański
Nr: 28
Miejsce wydania: Zakopane
Rok: 1999
takiej wody nie było, żeby przelała się przez izbę - dodaje. - Pół dziewiątej godziny było. Woda przyszła z góry, z pól. Szła drogą. Niosła kamienie. Zrobiła się okropna ćma i tylko jeden trzask i szum. Wszystko nawet godzinę nie trwało - opowiada Małgorzata Piwowarczyk.

Ludzie ratujcie!

- Byłem w domu sama z dwójką wnucząt. Woda buchnęła przez okna, wyrwała drzwi. Chwyciłam dzieci i zaczęłam uciekać. Wpadłam jednak do dziury przed domem, którą wyżłobiła woda i ugrzęzłam. Zaczęłam krzyczeć: "Ratujcie, bo mi się dzieci topią". Przybiegli sąsiedzi i pomogli mi się wydostać. Dzieci odnieśliśmy do teściowej. Jak wróciłam, wody było już ponad głowę. Nie dało
takiej wody nie było, żeby przelała się przez izbę - dodaje. - Pół dziewiątej godziny było. Woda przyszła z góry, z pól. Szła drogą. Niosła kamienie. Zrobiła się okropna ćma i tylko jeden trzask i szum. Wszystko nawet godzinę nie trwało - opowiada Małgorzata Piwowarczyk.<br><br>&lt;tit&gt;Ludzie ratujcie!&lt;/&gt;<br><br>- Byłem w domu sama z dwójką wnucząt. Woda buchnęła przez okna, wyrwała drzwi. Chwyciłam dzieci i zaczęłam uciekać. Wpadłam jednak do dziury przed domem, którą wyżłobiła woda i ugrzęzłam. Zaczęłam krzyczeć: "Ratujcie, bo mi się dzieci topią". Przybiegli sąsiedzi i pomogli mi się wydostać. Dzieci odnieśliśmy do teściowej. Jak wróciłam, wody było już ponad głowę. Nie dało
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego