szczyt elegancji, w Warszawie wręcz przeciwnie. Był z moich rejonów, mniej więcej.<br>Byliśmy podobni - równie "nowi" w tym świecie warszawskiej, elitarnej młodzieży, która wcześniej chodziła na wystawy, miała sprecyzowane gusty malarskie, kolorystyczne, i do tego wiedziała, dlaczego takie a nie inne i skąd im się to wzięło. Obaj z Jurkiem wpatrywaliśmy się w ten świat z podziwem, uśmiechaliśmy się do niego z całą naiwnością, brakiem tradycji, niewątpliwie gorszym gustem, ale i bez żadnych zobowiązań. Ja nie mogłam namalować obrazu abstrakcyjnego, ponieważ przekraczało to możliwości mojego rozumu i byłam w tym szczera, prawdziwa i pokorna, a Jurek dalej chodził we frędzlach i co