wiśniowym szlafroku. <br>Czasem spóźniałem się, wtedy jego wzrok bez cienia radości, ale z jakimś uporczywym spokojem wędrował po koronach drzew, tam zatrzymywał się na dłużej, jakby w letargu, i tylko jakiś ruch, ciemny kształt wyłaniający się zza zakrętu budził go z odrętwienia. Przekonawszy się jednak, że to nie ja, ponownie wracał na swoje ciepłe miejsce. Kilka razy zdarzyło się, że nie poszedłem do szkoły. Wmawiał nam wtedy, parę dni później, że zostawiliśmy go i świadomie przyzwyczajamy do samotności. <br>Bałem się o ojca. Niepokoił mnie jego spokój i obojętność, z jaką przyjmował każdą wiadomość z odległej jeszcze rzeczywistości. Byłem już przygotowany na