słowa, przyjaciółko - ucina Gipson i wciska najniższy guzik. Wysiadają w brudnawej salce przy kasach Adirondacks Trails i nie spiesząc się ani nie rozglądając, wychodzą przez najdalsze drzwi, już przy Dziewiątej Alei. Znikają w szarówce, raz po raz ciętej na strzępki reflektorami żółtych taksówek pędzących im na spotkanie. Idą na północ wraz z tłumem, jak w ciżbie młyńskich kamieni. Na rogu następnej przecznicy oglądają się za siebie i uspokojeni, nareszcie robią niedźwiedzia. Potem Gipson wyciąga papierosy.<br>- To te, po które pojechałeś? Te, co Michalina mówiła?<br>- Nie, inne. Tamte były marlborasy, nie golden american... I trochę więcej. Ciężarówka.<br>- Ciężarówka?<br>- Niech ci będzie, że furgonetka