Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
PRZYLECIAŁY SZPAKI

Przybór wód w Łowati groził wylewem. Rzeka, zazwyczaj wąska i pełna mielizn, teraz toczyła mętne, wzburzone fale, sięgając prawie ulicy, na której mieszkaliśmy. Do słupa przed domem przywiązana była na wszelki wypadek łódź i robotnicy z warsztatów kolejno dyżurowali, aby w razie potrzeby spieszyć na ratunek. Jedną noc, wraz z dwojgiem dzieci Łyczewskich, spędziliśmy nawet u Jakubów, których dom stał bezpiecznie na wysokim brzegu.

Były to dni pełne podniecenia i strachu, bowiem gdy patrzyło się na rzekę, po plecach mimo woli przechodziły ciarki. Matka biegała co parę godzin do pani Łyczewskiej, która właśnie urodziła szóste dziecko. Po powrocie do domu
PRZYLECIAŁY SZPAKI&lt;/&gt;<br><br>Przybór wód w Łowati groził wylewem. Rzeka, zazwyczaj wąska i pełna mielizn, teraz toczyła mętne, wzburzone fale, sięgając prawie ulicy, na której mieszkaliśmy. Do słupa przed domem przywiązana była na wszelki wypadek łódź i robotnicy z warsztatów kolejno dyżurowali, aby w razie potrzeby spieszyć na ratunek. Jedną noc, wraz z dwojgiem dzieci Łyczewskich, spędziliśmy nawet u Jakubów, których dom stał bezpiecznie na wysokim brzegu.<br><br>Były to dni pełne podniecenia i strachu, bowiem gdy patrzyło się na rzekę, po plecach mimo woli przechodziły ciarki. Matka biegała co parę godzin do pani Łyczewskiej, która właśnie urodziła szóste dziecko. Po powrocie do domu
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego