to Baata nadeszła niepostrzeżenie (widocznie miała swój klucz), a po chwili zajrzał też do kuchni, znany mi z listów, Fitzgerald, jej spaniel, gruby i cokolwiek dychawiczny.<br>- A ty czego się po mieście szlajasz, gościa masz, to się nim lepiej zajmij.<br><br>I tak to, każde we własnym stanie ducha, znaleźliśmy się wreszcie w Baaty pokoju.<br>- Witaj - powiedziała, uściskaliśmy się serdecznie, i od razu zrobiło się jakoś fajnie. Pokój był kształtu podługowatego, po jednej stronie miał tapczan, po drugiej - półkę z książkami, stół. Środkiem dywanik, czy może raczej chodniczek, biegł, ku oknu, przez które widok był na bloki i rzekę za blokami i