bowiem pośród tych dusz spolegliwych duch niespokojny, gwałtowny, choleryczny. Giaur warmiński, skrywający w sobie ciemną tajemnicę. Tym duchem-ałtsajderem był oczywiście ten, który nie mógł zdzierżyć - Zygmunt Drzeźniak. Lokator z trzeciego piętra, świadomie kontestujący zbiorową jedność. Gdy tylko zapadała cisza, przekazywana z balkonu na balkon, Zygmunt Drzeźniak otwierał okno i wrzeszczał:<br>- Nie, nie, nie! To nie do zniesienia! Filingu więcej!<br>Drżącymi rękoma zamykał z trzaskiem okno, a jego policzki oblewał plamisty jad wściekłości. Dało się jeszcze słyszeć słowa rzucone w środku mieszkania:<br>- Bocian, spadamy stąd, nie ma co!<br>I już po paru minutach słychać było tupot na schodach. Drzeźniak wypadał na