Typ tekstu: Prasa
Tytuł: CKM
Nr: 5
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 1999
nam się uda. I guzik. Wciąż tylko czekamy. Rankiem dziesiątego dnia wyprawy jesteśmy zrezygnowani. Chcemy do domu. I wtedy... Stało się. Szósta trzydzieści. Przysypiamy, jadąc drogą. Z letargu wyrywa nas grzmot. Sto jardów przed nami drogę przebiega słoń. Ed wpada w zachwyt - wreszcie widzi kły, o jakich marzył. Stajemy i wstrzymujemy oddech. Ed chwyta największą ze swoich flint. Po broń sięgają też AJ i Israel. Pozostali chowają się z tyłu, za ich plecami. AJ prowadzi nas szerokim łukiem przez busz. Te pięćdziesiąt jardów, jakie dzieli nas od słonia, pokonujemy w dwadzieścia minut. Dwadzieścia stóp przed zwierzęciem AJ każe Edowi wstać. Słoń
nam się uda. I guzik. Wciąż tylko czekamy. Rankiem dziesiątego dnia wyprawy jesteśmy zrezygnowani. Chcemy do domu. I wtedy... Stało się. Szósta trzydzieści. Przysypiamy, jadąc drogą. Z letargu wyrywa nas grzmot. Sto jardów przed nami drogę przebiega słoń. Ed wpada w zachwyt - wreszcie widzi kły, o jakich marzył. Stajemy i wstrzymujemy oddech. Ed chwyta największą ze swoich flint. Po broń sięgają też AJ i Israel. Pozostali chowają się z tyłu, za ich plecami. AJ prowadzi nas szerokim łukiem przez busz. Te pięćdziesiąt jardów, jakie dzieli nas od słonia, pokonujemy w dwadzieścia minut. Dwadzieścia stóp przed zwierzęciem AJ każe Edowi wstać. Słoń
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego