Nie mogąc sobie nic innego na poczekaniu przypomnieć, wyrecytowałem słowa popularnej wówczas piosenki:<br><br> Czyżyk-pyżyk, gdie ty był?<br> Na Fontankie wodku pił,<br> Wypił riumku, wypił dwie,<br> Zakrużiłoś w gaławie!<br><br> - Ciekawe... - mówił Kazio z podziwem.<br><br>Na tej samej ulicy, o kilka domów dalej, mieszkała trzecia; najstarsza siostra matki - Elżbieta. Mąż jej, wuj Leopold, był nauczycielem śpiewu. Miał lśniącą łysinę otoczoną puchem srebrnych włosów, nosił aksamitne kamizelki z pękatymi guzikami i podobny był do wszystkich kompozytorów, których podobizny wisiały nad jego fortepianem. Ciotka Elżbieta wyglądała schludnie i dostojnie i dawała mi co parę dni czekoladowy rewolwer ze "Złotego Ula". Wprawdzie nie pokochałem jej