z pogodnego, błękitnego nieba trzasnął w czarną lawę u moich stóp. Gwałtownie usiłując złapać oddech, pomyślałam jeszcze rozpaczliwie, że to chyba niemożliwe, zwariowałam, mam obsesję...<br>- Jakiej... baby... - spytałam słabo, z nadzieją, że w moim głosie nie słychać paniki.<br>- Jednej koszmarnej baby, której w ogóle nie znam. Bladej jak trup, zremautyzowanej, wychudzonej, trochę ślepej, wyglądającej na jakieś czterdzieści pięć lat albo nawet pięćdziesiąt, chociaż w rzeczywistości jest młodsza. Powinna mieć okropnie zniszczone ręce i bardzo dużo pieniędzy.<br>Najpierw pomyślałam z podziwem, że organizm ludzki jest nieprawdopodobnie wytrzymały. Ileż to już razy miałam okazję udusić się z samego zdenerwowania, a jeszcze żyję! Potem