poczerwieniała od napływającej krwi. <br>- Aaach! - zawołał, podrywając się z pnia. Oszołomiony mocą bimbru zatoczył się, wyciągnął przed siebie ręce i wołał. - Ogień to chyba.... uch... uch... albo czysty spirytus... uch... popitki, popitki! Palacz podsunął mu słoik z korniszonami, żeby wybrał sobie ogórka ze środka, lecz sierżant, chcąc jak najszybciej ugasić wyciskające łzy pieczenie podniebienia, złapał słoik oburącz i łakomie wypił całą ogórczankę. <br>- Uff - stęknął skończywszy. - Mocna ta księżycówa!<br>- A pewnie, że tak! - rzekł pan Marian. - Ja byle czego nie robię! Po ten bimber to do mnie nawet z Warszawy przyjeżdżają.<br>- Mocne, mocne - potwierdzał sierżant, głośno wciągając powietrze. - Ale rzeczywiście leczy, bo