kolory o błysku anilinowym bez głębi soutine'owskiego akordu. Kisling był człowiekiem dużego talentu i temperamentu, był jednocześnie człowiekiem miłym, prostym, koleżeńskim, ale sława jego była nieporozumieniem, starannie montowanym sukcesem - nic więcej.<br>Jedno z nim spotkanie w Paryżu, w 1935, utkwiło mi w pamięci. Już u szczytu powodzenia wyglądał zgaszony i wyczerpany: "Już nie mogę, nie mam już sił, tak cały dzień malować, a w nocy pić z Amerykankami". "Więc po co pan pije?" - spytałem. "Bo inaczej nie kupują. Muszę przecież obrazy sprzedawać". Po chwili milczenia z pasją: "Malarstwo musi się podobać, reszta to wszystko zawracanie głowy. Bujda ta malarska niezależność!" - mówi