Napisał pismo, w którym przedstawił się jako firma handlowa. - Na kilkaset kopert i znaczki, które przyklejała cała rodzina, wydałem resztę pieniędzy. Odzew przerósł oczekiwania: zgłaszali się dyrektorzy największych fabryk, proponowali umowy. Przyznaje, był przerażony, nie wiedział, jak z nimi rozmawiać w jednopokojowym mieszkaniu, z żoną i dziećmi na kolanach. Postanowił wynająć biuro z telefonem. Zrozumiał: gra jest warta świeczki, trzeba sprzedawać tanio i szybko. Z pierwszym kontrahentem doszedł do porozumienia. Wynajął magazyn w <orig>geesie</>, zatrudnił sekretarkę. - Firma zaczęła się rozrastać - mówi. - Podjeżdżały polonezy, do magazynu wlewały się masy towaru, rosły obroty. Tak wyglądał początek sieci sklepów i hurtowni. - Poczułem, że pieniądze