bez znaczenia, kiedy sprawy tego świata tracą jakikolwiek ciężar. Puciałłówna szczebiotała o wszystkim śpiesznie i bez ładu. O jakichś pantoflach i o katarze ojca, o grze na fortepianie i o filmie, który mama widziała, o swoich dziwnych, tajemniczych nastrojach i o tęsknocie za czymś, co trudno wyrazić. Polek słuchał jej wynurzeń z bolesną wyższością. Patrzył na te znajome i bliskie włosy, szare z czerwoną kokardą, na te oczy zdradliwe i niewierne. Zdawało mu się, że jeszcze chwila, a oderwie się od ziemi i wypełniony zimnym jak źródlana woda smutkiem pożegluje w górę, w nieskończoność. Gdzieś w połowie leśnego stoku Wisia zatrzymała