światem. - "Jak to, nie rozumiesz?" - mówiła. I już w jednej ręce trzymała pomarańczę, przebitą drutem od wełny jak osią, a ., drugiej mały kłębek. Lampa nad stołem, naftowa i zwana "wiszącą", miała być słońcem, pomarańcza - ziemią, a kłębek odgrywał po prostu rolę księżyca. <br>Rozumiałam - ostatecznie ale przecież nie mogłam sobie tego wyobrazić, biegając po ogrodzie między wielkimi drzewami, szukając ich cienia przed gorącym, dalekim słońcem, które wydawało nam się mimo wszystko od ziemi mniejsze. <br>Ziemia była u nas wszędzie - w atlasach, na mapach ściennych, na globusie - błękitna oceanami, zielona nizinami, kremowa na wzniesieniach, czarno-brązowa tam, gdzie są szczyty gór - dziwność dzieciństwa