mu wiary, a on chudł w oczach. Upiory starych profesorów uwzięły się na pana Rybka, szydziły z jego wykształcenia, pokracznej postury, nawet z samego nazwiska, układając do rymu zgrabne limeryki. W zeszycie uwag i sprawozdań notował pan Rybek skrzętnie wszystkie znaki świata nadprzyrodzonego, dokładnie przytaczał słowa duchów. Lecz szef zmienników wyrywał mu zaraz te kartki, miął w złości i zdegustowany krzyczał:<br>- A idźże pan, panie Rybek, pilnować zamków!<br>Pan Rybek zwieszał wtedy bezradnie głowę. Do domu wracał smutny, na żonę patrzył z przygnębieniem, a jadł jak myszka. Za niewielką rencinę kupił kilka bryków i próbował czegokolwiek się nauczyć. Niestety, nic z