Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Detektyw
Nr: 2 (150)
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 1999
stawał się meliną, wytykaną palcami przez sąsiadów. Gospodyni zaczęła biesiadnikom towarzyszyć, żeby mieć na oku Antka. I rozpiła się, zaś Antoni promieniał: - Widzisz, widzisz? Nie musimy harować, a mamy forsę i kielicha, żyć nie umierać!
Dobrobyt skończył się, kiedy zaostrzono przepisy graniczne i "Ruskim" przestało się opłacać. Przestali przyjeżdżać, Antoniemu wyschło w portfelu i w gardle. Ale pił dalej, bo musiał. Tyle, że bankiety wydawał rzadziej i z reguły kończyły się awanturą, bo Janina resztką instynktu samozachowawczego broniła się przed wyprzedażą majątku na wódkę. Zaglądał do nich coraz gorszy element.
Przez jakiś czas sąsiedzi reagowali na przeraźliwe krzyki Janiny, potem zobojętnieli
stawał się meliną, wytykaną palcami przez sąsiadów. Gospodyni zaczęła biesiadnikom towarzyszyć, żeby mieć na oku Antka. I rozpiła się, zaś Antoni promieniał: &lt;q&gt;- Widzisz, widzisz? Nie musimy harować, a mamy forsę i kielicha, żyć nie umierać!&lt;/&gt;<br>Dobrobyt skończył się, kiedy zaostrzono przepisy graniczne i "Ruskim" przestało się opłacać. Przestali przyjeżdżać, Antoniemu wyschło w portfelu i w gardle. Ale pił dalej, bo musiał. Tyle, że bankiety wydawał rzadziej i z reguły kończyły się awanturą, bo Janina resztką instynktu samozachowawczego broniła się przed wyprzedażą majątku na wódkę. Zaglądał do nich coraz gorszy element.<br>Przez jakiś czas sąsiedzi reagowali na przeraźliwe krzyki Janiny, potem zobojętnieli
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego