Typ tekstu: Książka
Autor: Andrzej Czcibor-Piotrowski
Tytuł: Cud w Esfahanie
Rok: 2001
sobą, nie Utą czy Hermie, lecz Andrzejem...
a w pokoju odziewaliśmy się po kąpieli w nasze mundury i jak prawdziwi żołnierze pakowaliśmy do plecaków nasz skromny dobytek, bez żalu wepchnąłem do kosza na śmieci swój francuski jasnozielonkawy płaszcz wojskowy, pamiętający bitwę pod Verdun, którym tylko jeden jedyny raz przykryłem ramiona, wysiadając z autobusu, by uchronić się przed rzęsistym deszczem, bo plecaki zastąpiły nasze tobołki, i całą trójką poszliśmy do kantyny na śniadanie,
ho, ho, ho, cóż to było za śniadanie!, przed długą podróżą autobusem chciano nas nakarmić jakby na zapas, a więc dostaliśmy świeże pieczywo i grzanki, i masło, i szynkę
sobą, nie Utą czy Hermie, lecz Andrzejem...<br>a w pokoju odziewaliśmy się po kąpieli w nasze mundury i jak prawdziwi żołnierze pakowaliśmy do plecaków nasz skromny dobytek, bez żalu wepchnąłem do kosza na śmieci swój francuski jasnozielonkawy płaszcz wojskowy, pamiętający bitwę pod Verdun, którym tylko jeden jedyny raz przykryłem ramiona, wysiadając z autobusu, by uchronić się przed rzęsistym deszczem, bo plecaki zastąpiły nasze tobołki, i całą trójką poszliśmy do kantyny na śniadanie,<br>ho, ho, ho, cóż to było za śniadanie!, przed długą podróżą autobusem chciano nas nakarmić jakby na zapas, a więc dostaliśmy świeże pieczywo i grzanki, i masło, i szynkę
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego