wszystko umawiał i przygotowywał, a kiedy przeszli, umieszczał ich w Budapeszcie. Wzywano go na policję. Wracał stamtąd chory, ale gdy lepiej się poczuł, znów jechał. Kiedy mu zabronili wyjeżdżać z Szeli, chodził na pocztę i prowadził rozmowy telefoniczne. Brali go dwa razy w tygodniu. Wracał z coraz cięższą astmą. Mama wysyłała nas z domu, żebyśmy nie słyszeli. Prosiła, żeby przestał, ale ojciec nie ustępował. W końcu złapali Donaca. Szedł przez Szeli w kajdankach, z gołą głową. Prowadzili go ludzie w cywilu. Mają już za dużo policji, powiedział ojciec. Nie starcza dla wszystkich mundurów.<br><br>Ojca wzięli na konfrontację, gdzie zeznawał urzędnik pocztowy