parapetach tarasów prowadzących do ogrodu drgały migocząc setki zapalonych światełek. Złotawe języczki lizały ciemność. Domy już oświetlono na uroczyste powitanie święta Divali. Na dachach, w oknach, nawet przy stopniach domów pulsowały światełka. Przed budami nędzarzy płonęły knoty w blaszanych pudełkach z olejem. Każdy chciał zwabić boginię szczęścia do swojego domu, wytyczał jej drogę, rozjarzał wejście. Istvanowi zrobiło się przykro. Miał kupić płaskie świece i glinianych strażników z kagankami, ale w nawale zajęć przed wyjazdem zgubiło mu się indyjskie święto.<br>Całe miasto pachniało świeczkami, taniec światełek, ciepły, żywy płomień odmieniał budowle, przydawał uroku. Ponad konarami drzew dygotały ognie gwiazd, ogromnych, szklistych, jakby