bramach domów, między warsztatami.<br>Żółty ognik powoli pełzł ku górze, poruszany wiatrem, targany wahnięciami rozhuśtanej liny. W końcu dotarł prawie do samej belki i tam, natknąwszy się na odcinek sznura nasycony wodą, zgasł. Ponad ulicą Dabory wisiała kita z trzech wiewiórczych ogonów. Dwa pomalowane na czarno, jeden na żółto. Znak wyzwania. Znak nienawiści.<br>*<br>Doron zatrzymał się na chwilę, by popatrzeć na niewolników pracujących przy naprawie wodociągów, potem skręcił ku straganom. Stanął przed kramem <orig>joparza</>. Sprzedawca, trzynastoletni może chłopak, pokłonił się nisko.<br>- Witaj, Mistrzu.<br>- Witaj, Ate Szucs.<br>Doron sięgnął po leżący na wierzchu kaftan. Jopy nie zrobiono zbyt pięknie, za to starannie