będzie, nieszczęsną metaforę świata jako domu wariatów Bradecki zostawia w spokoju. Jako horyzont, tło, jako buczenie dalekich much. Zostawia skorupę tekstu, bo w sednie suchego cyrku tkwi łupina mosiężnej wanny z nieusuwalnym, białym robakiem w środku. Ten obłąkany, ta ludzka drzazga, cała w białych, mokrych ręcznikach, ten nikt o skórze zżartej przez egzemę, odegra los Marata. Teraz rozdrapuje swędzącą skórę, do wody dodaje krwi. Wilgoć w sednie świata jest coraz bardziej czerwona.<br>Nie chcę spłoszyć, więc szepnę: Mariusz Wojciechowski powoli wyrasta na jednego z najczystszych aktorów. Tak - myje się. Myje gesty, czyści intonacje, kąpie plastry milczenia. Jego <name type="person">Marat</> i jego obłąkany